Grzech ekologiczny. Jak katolicy walczą o planetę

W maju 2025 roku minie dekada, odkąd papież Franciszek ogłosił encyklikę Laudato si’ wzywającą do podjęcia działań na rzecz ochrony Ziemi. W jakim stopniu polscy katolicy – kler i wierni – odpowiedzieli na jego apel?

Lut 5, 2025 - 10:35
 0
Grzech ekologiczny. Jak katolicy walczą o planetę

W kręgu siedzą ludzie w maskach dzikich zwierząt. „Jestem wilkiem. Żyję w lesie. Zagrażają mi kłusownicy”. „Jestem jeleniem. Jestem roślinożerny. Zagrażają mi myśliwi”. Ojciec Stanisław Jaromi siedzi bez maski: „Jestem człowiekiem. Żyję na Ziemi. Jestem gatunkiem rozumnym i zdaję sobie sprawę, że powinienem chronić inne gatunki. Jestem w stanie ocenić skutki swoich działań. Chcę żyć w spokoju, nie chcę niszczyć ani nikomu zagrażać”.

Tak w lipcu 2006 roku wyglądało Zgromadzenie Wszystkich Istot, inne niż wcześniejsze. Zawsze odbywało się na przesilenie letnie i zimowe w siedzibie Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, stowarzyszenia chroniącego dziką przyrodę. Warsztaty w nowej odsłonie zorganizował Ruch Ekologiczny Świętego Franciszka z Asyżu (REFA) w ramach wakacyjnych spotkań z młodzieżą. Franciszkanie zaprosili na nie Grzegorza Bożka związanego z Pracownią, dziś – skarbnika organizacji i redaktora naczelnego wydawanego przez nią magazynu „Dzikie Życie”. Przed sesją ojciec Jaromi, franciszkanin, przewodniczący REFA, a obecnie także doktor filozofii, powiedział: „Słuchajcie, tam nie ma człowieka!”. I tak do Zgromadzenia Wszystkich Istot dołączył człowiek.

Jeśli uważamy, że jesteśmy koroną stworzenia, to korona nie jest od tego, żeby tyranizować – mówi Krzysztof Wojciechowski, wieloletni współpracownik obu wspomnianych organizacji, katolik, który opowiedział mi o tamtym Zgromadzeniu Wszystkich Istot sprzed 19 lat. „Korona stworzenia” 
– tak o człowieku mówi katolicka nauka społeczna. „Czyńcie sobie ziemię poddaną” 
– to z kolei biblijne zdanie wytrych, którym posługują się zarówno katoliccy konserwatyści, na przykład arcybiskup Marek Jędraszewski w krytyce działań Grety Thunberg, jak i lewicowi aktywiści klimatyczni, dowodząc w ten sposób, że Kościół katolicki nigdy nie będzie partnerem do rozmowy o ekologii.

O tym, jak wobec innych gatunków powinien się zachowywać człowiek w chrześcijańskiej wizji świata, od początku lat 80. mówi REFA, jedna z pierwszych ekologicznych organizacji katolickich w Polsce. Narodziła się krótko po tym, jak w 1979 roku Jan Paweł II ogłosił świętego Franciszka z Asyżu patronem ekologów. Kilka miesięcy wcześniej opublikował swoją pierwszą encyklikęRedemptor hominis, w której pisał, że „stan zagrożenia człowieka ze strony wytworów samego człowieka ma różne kierunki i różne stopnie nasilenia. Zdaje się, że jesteśmy coraz bardziej świadomi, iż eksploatacja Ziemi, planety, na której żyjemy, domaga się jakiegoś racjonalnego i uczciwego planowania”. Wobec tych słów franciszkanie, jak mówi Wojciechowski, „poczuli się wywołani do tablicy”. REFA powstała w środowisku krakowskich kleryków, jej pierwszym przewodniczącym był ojciec Zbigniew Świerczek.

– Pierwszy poważny dokument Watykanu poświęcony wprost ekologii to 1972 rok [List papieża Pawła VI do sekretarza generalnego konferencji ONZ o ochronie środowiska człowieka z 1 czerwca 1972– przyp. S.G.]. Po rewolucji Solidarności te tematy zaczęły pulsować i w Polsce. Wcześniej były zakazane i cenzurowane. Nie można było mówić, że coś jest złe w kraju socjalistycznym, że Wisła nie zamarza, że powietrze jest toksyczne – mówi ojciec Jaromi.

Z czasem do REFA zaczęli dołączać świeccy. W latach 90., gdy przewodniczącym został ojciec Jaromi, studiujący wówczas filozofię przyrody i ochronę środowiska na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (KUL), rozszerzył jej działalność na Lublin. Wtedy też do organizacji dołączył inny student ochrony środowiska, Krzysztof Wojciechowski.

– W naszej działce ludzie rzeczywiście razem działali. Nawet Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, która ideologicznie była z innej bajki – wspomina Wojciechowski. Z innej bajki, bo powołana do życia między innymi przez Janusza Korbela, buddystę, Pracownia działała zgodnie z zasadami ekologii głębokiej, która zakłada, że człowiek nie jest lepszy od innych gatunków zwierząt żyjących na Ziemi. Chociaż katolicka ontologia mówi coś zupełnie innego, Wojciechowski i ojciec Jaromi nie traktowali tego jak przeszkody. Obie organizacje przez lata współpracowały i wzajemnie się inspirowały.

– Nas też nikt nie wyzywał od katoli, na każdym kroku nie wyciągał nam pedofilii księży. Byliśmy sojusznikami. W najważniejszych rzeczach się nie różniliśmy. Nikt mnie nie przekonywał do kwestii aborcji – mówi Wojciechowski.

Szacunek musiał być obopólny. Pracownia na rzecz Wszystkich Istot ma siedzibę w Bystrej. Każdy, kto przekroczy jej próg, widzi tabliczkę, która informuje, że na terenie Pracowni nie zje mięsa.

– Nie było problemu. Siedziałem tam dwa tygodnie i nie zjadłem ani kęsa, bo szanujemy się wzajemnie – wspomina Wojciechowski.

Przychodziła niedziela. „No to idę do kościoła”. „No to OK. My nie idziemy”. Wojciechowski nie próbował nikogo nawracać. Przez lata był stałym współpracownikiem „Dzikiego Życia”.

– Nikt nie mówił, że katoli nie drukujemy. A dzisiaj jest taki antagonizm: każdy, kto mówi coś o ochronie środowiska, jest lewakiem. Z drugiej strony młodzi działacze klimatyczni, zaangażowani w idee feministyczne, nie mają woli, żeby posłuchać, co my, katolicy, mamy do powiedzenia. Korzystają na tym ci, którzy cynicznie niszczą przyrodę i chcą na tym zarobić – opowiada.

– Ochrona przyrody, instytucja parków narodowych czy rezerwatów przyrody jest ze swej natury konserwatywna. Chroni dziedzictwo, które otrzymaliśmy od naszych przodków. Podejście do tego się jednak zmienia, z ekologią podaje ludziom też tematy społeczne, chociażby feministyczne. Chyba to sprawia, że ludzie o poglądach konserwatywnych w pakiecie swoich przekonań nie chcą mieć troski o świat, całość jest odrzucana przez stronę konserwatywną – mówi mi z kolei ojciec Jaromi.

Przeczytaj też:Zmiana klimatu już tu jest. Cykl reporterski Filipa Springera

W podobnym tonie wypowiadał się też w wywiadzie przeprowadzonym przez Monikę Białkowską dla „Przewodnika Katolickiego” w 2019 roku: „Po latach 80., bardzo dobrych dla współpracy kościelno-ekologicznej, (…) przyszły lata 90. Wtedy to napłynęły do nas bardzo różne idee, ekologie neopogańskie, lewackie, radykalnie polityczne, domagające się również zmian obyczajowych. To wszystko sprawiło, że to, co ekologiczne – «zielone» – zaczęto traktować zgodnie z metaforą arbuza: jeśli na zewnątrz jest «zielone», to w środku na pewno «czerwone». Od «czerwonego» natomiast mocno się odżegnywaliśmy, wszyscy mieliśmy żywo w pamięci PRL, kojarząc go z tym, co najgorsze”.

Także według Wojciechowskiego nowe pokolenie aktywistów klimatycznych „nie chce z katolami gadać”, bo łączy temat ekologii z walką o prawa kobiet, w tym tego do aborcji. Jako przykład podaje kolektyw Wilczyce. Jego zdaniem ekofeministki nie szukają punktów wspólnych, a jeśli ktoś nie akceptuje ważnej części ich światopoglądu, wykluczają możliwość współpracy. „Zawsze byłyśmy otwarte na rozmawianie ze wszystkimi osobami, które wpadały nas odwiedzić podczas okupacji [chodzi o protest w Puszczy Karpackiej w 2021 roku – przyp. red.]. Ufamy, że przy wzajemnym poszanowaniu godności dialog jest możliwy, chociaż może być niełatwy ze względu na różnice założeń dotyczących ludzkich i pozaludzkich podmiotowości” – odpisują mi SMS-em Wilczyce.

Przeczytaj też:Jak się dogadać, gdy jesteśmy tak podzieleni?

Pytam ojca Jaromiego, czy jest możliwe spotkanie dzisiejszych aktywistów klimatycznych z katolickimi ekologami.

– Ależ było mnóstwo takich projektów! Od Greenpeace’u po uniwersytety. Nikomu jeszcze nie odmówiłem współpracy, jeśli widziałem, że to ma sens. Te akcje miały konkretny cel. Pamiętam projekt w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie zakonnicy spotykali się z lokalnymi biznesmenami z branży meblarskiej i obuwniczej. Tam się udało. Zwyciężył argument zdrowotny. Zrobiono badania, zaangażowali się lekarze, którzy pokazali wpływ smogu produkowanego przez te firmy – wylicza duchowny.

Młodzi działacze klimatyczni, zaangażowani w idee feministyczne, nie mają woli, żeby posłuchać, co my, katolicy, mamy do powiedzenia. Korzystają na tym ci, którzy cynicznie niszczą przyrodę i chcą na tym zarobić

Obecny na Zgromadzeniu Wszystkich Istot „innym niż zwykle” z 2006 roku Grzegorz Bożek nie sądzi, by pod względem możliwości współpracy coś się zmieniło. Zapewnia, że spotkania ponad podziałami są możliwe cały czas. Nawet jeśli u podstaw Pracowni leży biocentryzm [idea zakładająca równość wszelkich istot – przyp. red.]. Podkreśla, że przekonania religijne działaczy i współpracowników są ich prywatną sprawą. – Mamy w naszych szeregach buddystów, ateistów, chrześcijan, a nawet rodzimowierców słowiańskich – mówi. Ale przyznaje, że Kościół spod znaku Radia Maryja raczej nie zostanie ich sprzymierzeńcem. Gdy dopytuję dlaczego, wskazuje na konferencję „Jeszcze Polska nie zginęła 
– wieś”, zorganizowaną w 2017 roku w Toruniu przez byłego ministra środowiska, nieżyjącego już Jana Szyszkę i ojca Tadeusza Rydzyka, podczas której ówczesny kierownik Katedry Filozofii Prawa KUL-u ksiądz profesor Tadeusz Guz z mównicy przyrównał ekologów do funkcjonariuszy Trzeciej Rzeszy (a nawet uznał ich za gorszych, bo rzekomo odmawiających prawa do istnienia całej ludzkości). – Mówienie o zielonych nazistach jest poniżej dopuszczalnego poziomu dyskusji – podsumowuje Bożek.

Ludzie w pracy się dziwili, że jestem katoliczką – mówi Katarzyna Kościelecka. Minęło kilka lat, od kiedy w pociągu przeczytałaLaudato si’papieża Franciszka. Tak zwana zielona encyklika, wydana w 2015 roku, uznawana jest za przełom w podejściu Watykanu do kwestii klimatycznej. Mowa w niej wprost zarówno o konsensusie naukowym dotyczącym wpływu człowieka na zmiany klimatyczne, jak i o konieczności podjęcia natychmiastowych działań dla ochrony Ziemi. Część tekstu poświęcona jest kwestii społecznej globalnego Południa, które, na co również wskazuje papież, najbardziej cierpi z powodu zmian klimatycznych. I chociaż poprzednikom Franciszka także zdarzało się wzywać do ochrony przyrody, to dopiero w Laudato si’po raz pierwszy głowa Kościoła katolickiego poświęciła ekologii, a ściślej zmianom klimatu, cały tak ważny dokument.

Już w pierwszych akapitach Franciszek wzywa wszystkich do zatroszczenia się o „wspólny dom”. Tak nazywa planetę, mówi o niej też: „matka Ziemia” i „siostra”. To język świętego Franciszka z Asyżu. „Ta siostra protestuje z powodu zła, jakie jej wyrządzamy nieodpowiedzialnym wykorzystywaniem i rabunkową eksploatacją dóbr, które Bóg w niej umieścił. Dorastaliśmy, myśląc, że jesteśmy jej właścicielami i rządcami uprawnionymi do jej ograbienia. Przemoc, jaka istnieje w ludzkich sercach zranionych grzechem, wyraża się również w objawach choroby, jaką dostrzegamy w glebie, wodzie, powietrzu i w istotach żywych. Z tego względu wśród najbardziej zaniedbanych i źle traktowanych znajduje się nasza uciskana i zdewastowana Ziemia” – pisze papież Franciszek.

Przeczytaj też:Czy idea degrowth jest odpowiedzią na ryzyka naszych czasów?

Jako menedżerka do spraw zarządzania zasobami ludzkimi Kościelecka już od dawna wdrażała ekologiczne rozwiązania w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu, na przykład wprowadzała segregację śmieci w biurze. Tego, co przeczytała w encyklice, nie uznała za odkrywcze.

– Ale to jest ważne. To wąski element nauczania Kościoła, który jest pomijany – mówi. 
Zaczęła sprawdzać w internecie, czy ktoś z chrześcijan w Polsce się tym zajął. Znalazła Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska, polską odnogę międzynarodowegoLaudato si’ement, …